Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Byłem świadkiem upodlenia ludzi”

ARKADIUSZ KUTKOWSKI
Zakład karny w Barczewie. 9 marca 1946 r. Sowieci przekazali go w ręce komunistycznych władz polskich.
Zakład karny w Barczewie. 9 marca 1946 r. Sowieci przekazali go w ręce komunistycznych władz polskich. FOT. WIKIPEDIA/LODZIA69
To Bierut i jego towarzysze z KC decydowali, czy leczyć i jak leczyć więźniów osadzonych w aresztach śledczych Informacji Wojskowej – wynika z memoriału, jaki przedstawił w 1968 r. znany lekarz wojskowy, dr Zenobiusz Bożyk.
Bożyk był zatrudniony w Głównym Zarządzie Informacji na stanowisku starszego lekarza. Do jego obowiązków należało leczenie i profilaktyka oficerów IW, oraz więźniów osadzonych w aresztach GZI. Pracę rozpoczął w 1952 r., a więc w czasie, gdy w komunistycznej Polsce trwała rozprawa z „wrogiem wewnętrznym”, który – zgodnie z diagnozą przygotowaną jeszcze w październiku 1944 r. przez Biuro Polityczne KC PPR, i potwierdzoną potem w listopadzie 1949 r. na tzw. Plenum Czujnościowym KC PZPR – usadowić się miał w Ludowym Wojsku Polskim w postaci żołnierzy z AK-owską przeszłością oraz oficerów wracających do Polski z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Kulminację stanowiła seria wyreżyserowanych przez Informację Wojskową procesów, które przyniosły skazanie na karę śmierci 39 niewinnych osób (20 z nich zostało straconych).

Chciał się uwiarygodnić



„Byłem świadkiem upodlenia ludzi, którzy jeszcze do niedawna byli pomnikami polskości, np. widziałem gen. Kirchmayera tłukącego cegłę na podwórcu więzienia na Mokotowie, generałów i pułkowników zmywających korytarze i ubikacje. Wszystko to działo się za wiedzą i na rozkaz niektórych członków Komitetu Centralnego PZPR, głównie tow. Bieruta i tow. Bermana” – wspominał potem Bożyk, który w 1957 r., w szczytowym momencie tzw. „odwilży” postanowił zrezygnować z członkostwa w PZPR. 11 lat później Bożyk – już wówczas pracownik Wojskowej Akademii Medycznej – zwrócił się do Prezydium V Zjazdu PZPR o przywrócenie mu legitymacji partyjnej, i by uwiarygodnić się w oczach środowiska medycznego, przygotował obszerne memorandum, w którym opisał swoje doświadczenia lekarza wojskowego. To dokument niezwykły. Pełen pikantnych szczegółów uzupełniających naszą wiedzę o komunistycznej Polsce w czasach, gdy jej władze starały się imitować możliwie wiernie sowieckie wzorce państwa totalitarnego, jak i potem, gdy znów idąc szlakiem dyrektyw płynących z Kremla, rozpoczęły w Polsce proces kontrolowanej destalinizacji.

Lekarz nie decyduje



Prezentację materiału zacznijmy od fragmentu sugerującego, że zarządzający polityką karną włodarze Polski Ludowej realizowali swoje polityczne cele także za pomocą służby zdrowia: „Moje postępowanie lecznicze w odniesieniu do chorych aresztantów w latach 1953-1954 zawsze uzależnione było od decyzji towarzyszy z Komitetu Centralnego. Było to tak dalece posunięte, że nawet zalecenia dietetyczne były uzgadniane z tymi towarzyszami”. Niestety, memoriał Bożyka nie zawiera informacji przybliżających szczegóły tych praktyk. Uwiarygadniają go jednak relacje innych lekarzy więziennych. Na przykład Maria Kamińska, zatrudniona w szpitalu więziennym na Mokotowie wspominała w 1957 r. w prokuraturze o przypadku chorego na skręt kiszek aresztanta, który wbrew opinii lekarza dr. Juszko, nie został natychmiast sprowadzony do szpitala, co uniemożliwiło udzielenie mu pomocy, i w efekcie wspomniany pacjent zmarł po kilku godzinach. Wszechwładza administracji więziennej i stojących za nimi „kierowników politycznych” z PZPR uwidaczniała się także w przypadku badań okresowych więźniów. Jak zeznała Kamińska, „badani byli tylko ci więźniowie, których listę sporządziła administracja, innymi słowy o tym, czy więzień był badany przez lekarza, decydował nie lekarz, a administracja więzienna”, a przecież – dodajmy już od siebie – chodziło z reguły o ludzi dotkniętych wyjątkowo brutalnymi praktykami śledczymi. Odmowa badań skazywała ich często na zupełnie wyniszczenie i śmierć.

Na polecenie Podlaskiego



Kamińską wyjątkowo zbulwersował przypadek nacisków, jakie wywierał na nią osławiony mjr Józef Dusza, oficer śledczy MBP, znany ze stosowania sadystycznych praktyk wobec przesłuchiwanych. Chodziło o sporządzenie karty zgonu dla więźnia śledczego, który rzekomo w czasie transportu na rozprawę sądową z więzienia na Mokotowie do Lublina wyskoczył z pociągu. „Dusza okazał mi dokument wystawiony przez Pogotowie w Puławach, które na miejscu wypadku stwierdziło zgon. Na moje żądanie zaprowadził mnie do miejsca, gdzie leżały zwłoki i tam zobaczyłem leżące twarzą do ziemi zwłoki wysokiego mężczyzny o potężnej tuszy. Nie zauważyłam żadnych zniekształceń zwłok poza okrwawionymi rękami. Zwłok tych jednak nie odwracałam i dokładnych oględzin nie przeprowadzałam. Kartę zgonu ostatecznie wystawiłam na podane mi przez Duszę nazwisko Podleski czy Postowicz” – zeznała Kamińska. Dziś wiemy, że w jej relacji chodziło o sprawę wyjątkowo niewygodną dla ówczesnego aparatu władzy, bo Postowicz, komunista z przedwojennym jeszcze stażem - był w czasie wojny komendantem Garnizonu GL/AL w Lublinie, i w pierwszych latach Polski Ludowej – jak twierdziła potem jego żona – „nie krył krytycyzmu wobec postępowania miejscowych kacyków”, co skończyło się aresztowaniem go na osobiste polecenie Henryka Podlaskiego, zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego.

Leczenie Kocha



I kolejny fragment memoriału, jeszcze może bardziej interesujący – bo opisujący więzienne losy Ericha Kocha, niemieckiego zbrodniarza wojennego, jednego z największych katów ludności polskiej, żydowskiej i ukraińskiej w czasie II wojny światowej. Koch znalazł się w polskim więzieniu w 1950 r. i przetrzymywany był tam przez kolejne lata bez żadnego wyroku. W 1956 r. trafił pod opiekę Bożyka. „Po zapoznaniu się z jego stanem zdrowia przedstawiłem naczelnikowi więzienia raport, w którym stwierdziłem symulację choroby i celowe doprowadzenie się do stanu wyniszczenia. W raporcie tym przedstawiłem schemat postępowania lekarskiego, mającego na celu „wyleczenie chorego”. Po kilku dniach zwolniono mnie z obowiązków leczenia Kocha” – pisał Bożyk. Jak nietrudno zauważyć, jego relacja koresponduje z ustaleniami historyków, którzy sugerują, że władzom PRL nie zależało na szybkim zakończeniu sprawy Kocha, bo liczyły, iż były Gauleiter Prus Wschodnich zdradzi im tajemnicę ukrycia słynnej „bursztynowej komnaty”. Stąd nawet skazujący go w 1959 r. na karę śmierci wyrok Sądu Wojewódzkiego w Warszawie nie został nigdy wykonany z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego i Koch zmarł w 1986 r. w Zakładzie Karnym w Barczewie w wieku 90 lat.

Płk Rabinowicz bez konsekwencji



Zatrzymajmy się na chwilę przy uwagach Bożyka o bardzo kulawym przebiegu rozliczeń ze stalinowskimi zbrodniarzami w okresie „odwilży”. Ekipa Władysława Gomułki, rządząca PRL po Październiku 1956 r., zdecydowała się wprawdzie na powołanie Komisji Mazura, która miała zbadać odpowiedzialność prokuratorów i sędziów wojskowych oraz funkcjonariuszy GZI za naruszenia zasad tzw. „socjalistycznej praworządności”, czyli mówiąc już wprost zbrodnie popełniane w imieniu komunistycznego państwa polskiego. Ale wbrew wskazaniom Komisji i oczekiwaniom Polaków, przed sądem stanęło wówczas tylko dwóch oprawców w mundurach: Mieczysław Notkowski i Władysław Kochan, zastępca szefa i szef Oddziału Śledczego GZI. Pytany o to już w latach 70. Władysław Gomułka sugerował, iż głębsze rozliczenia dotknąć by musiały „ludzi radzieckich”, Sowietów oddelegowanych do służby w Informacji Wojskowej, co oznaczałoby wzrost nastrojów antysowieckich wśród Polaków, i tak już wystarczająco silnych, i groziłoby realizacją w Polsce „scenariusza węgierskiego”, czyli wybuchem antysowieckiego powstania. Bożyk znacząco uzupełnia ten punkt widzenia. Jego zdaniem, zbrodniarzy w mundurach chroniły nie tylko racje polityczne czy pseudopolityczne, ale i zwyczajne kumoterstwo rozplenione w organach komunistycznego wymiaru sprawiedliwości. Przykładem była sprawa Notkowskiego, który – zdaniem Bożyka – wykorzystywał swe dawne znajomości w organach IW, by przygotowywać skuteczną linię obrony w czasie procesu. „Pułkownik Notkowski – pisał Bożyk – w roku 1957 był ścigany listami gończymi, a każdy, kto udzielać miał mu pomocy, podległ karze więzienia. Płk Isser Rabinowicz, przyjaciel płk. Notkowskiego, szef Oddziału I GZI został zwolniony z wojska w roku 1958 za udzielanie pomocy płk. Notkowskiemu i udostępnianie mu dokumentów z archiwum GZI MON, które zostały następnie wykorzystane w trakcie rozprawy w roku 1959. Jednakże nigdy nie doszło do sprawy płk. Rabinowicza, mimo jednoznacznie brzmiącego rozkazu Ministra, a jego zwolnienie z wojska trwało ponad rok czasu”. Czy relacja Bożyka w tej części polega na prawdzie? Jest faktem, że rozpoczęty w marcu 1959 r. proces Notkowskiego zakończył się skazaniem go na karę trzech lat więzienia – symboliczną można rzec, biorąc pod uwagę charakter stawianych mu zarzutów i wykonaną na dodatek w ten sposób, że Notkowski opuścił mury więzienia już 29 maja 1959 r. Czy na pewno dzięki pomocy Rabinowicza? Oficer ten, jak wynika z ustaleń IPN, był rzeczywiście we wrześniu 1957 r. zawieszony w czynnościach służbowych, a w listopadzie 1969 r. skreślony z ewidencji oficerów rezerwy w związku z wyjazdem do Izraela. I ciąg dalszy tej notatki: „Rozkazem personalnym nr 045 z dnia 26.03.1971 podpisanym przez gen. broni Wojciecha Jaruzelskiego Rabinowicz został pozbawiony stopnia oficerskiego <> i zdegradowany do stopnia szeregowca”. Memoriał dra Bożyka znajduje się w archiwum IPN w zbiorze o sygn. IPN BU 399/5/7.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Byłem świadkiem upodlenia ludzi” - Nasza Historia

Wróć na lukow.naszemiasto.pl Nasze Miasto