Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dobre to były czasy w Lublinie, czyli spacer po Lublinie śladami autora „Zemsty”

Michał Dybaczewski
Michał Dybaczewski
Na spacer śladami Aleksandra Fredry zabierze nas Anna Nowak, aktorka Teatru J. Osterwy
Na spacer śladami Aleksandra Fredry zabierze nas Anna Nowak, aktorka Teatru J. Osterwy Krzysztof Werema
W ramach inicjatywy „Instytutu Teatralnego” w różnych miastach Polski organizowane są spacery tematyczne. W Lublinie pójdziemy śladami Aleksandra Fredry, który spędził w Lublinie ,,czas pewien” pisząc później: „Dobre to były czasy w Lublinie”. O wizycie autora „Zemsty” w Lublinie i samym spacerze rozmawiamy z Anną Nowak, aktorką Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie, która w niedzielę 22 października zabierze wszystkich chętnych na spacer śladami wielkiego pisarza.

Pobyt Aleksandra Fredry w Lublinie to prawie nieznany epizod z jego życia.
Ale jednocześnie bardzo ważny, bo w pewnym sensie zaważył, między innymi, na jego twórczości. Mówiąc o Fredrze postrzegamy go jedynie jako komediopisarza, a był to człowiek wielu talentów. Zresztą sam życiorys Fredry jest szerokiemu ogółowi mało znany. O latach jego ,,wojaczki” wiedzą nieliczni – a przecież brał udział w trzech kampaniach napoleońskich, bardzo trzeźwo, w przeciwieństwie do wielu swoich współczesnych, oceniając Cesarza. Wojenne traumy w znaczący sposób wpłynęły potem na jego pisarstwo. On „szat nad Ojczyzną nie rozdzierał”, co mu zarzucano, ale swoimi komediami „uratował Polskę od ogólnej melancholii”.

Jak Fredro znalazł się w Lublinie?
W wieku 16 lat wstąpił we Lwowie do uformowanego przez Adama Potockiego – IV pułku Jazdy Galicyjskiej. W tym czasie jego dwóch braci: Seweryn i Maksymilian, pełniło ważne funkcje w wojsku księcia Józefa Poniatowskiego. Stwierdzili oni, że trzeba młodego brata ustrzec od udziału w bezpośrednich działaniach wojennych, żeby jakichś głupstw nie narobił. Tak też Maksymilian przedstawił go księciu Poniatowskiemu. Rozmawiali ,,pięknie a niedługo, a po dwóch dniach – Aleksander otrzymał nominację na podporucznika. W swoich wspomnieniach „Trzy po trzy” napisał później, że „w owym czasie wyrastały podporuczniki jak grzyby”. Brak kadry oficerskiej w nowo formujących się pułkach sprawiał, że funkcje te powierzano nowo wstępującym do oddziałów byle tylko „odznaczali się trochę lepszym wychowaniem”.

Samokrytyczne sformułowanie.
I jednocześnie bardzo obiektywne. Oddział Fredry został później skierowany na przeszkolenie do Żółkwi. Trzeba przyznać, że nie cieszył się on dobrą sławą z racji wybryków oficerskiej młodzieży- ,,wesołych birbantów”. W tym momencie, cofnijmy się nieco w czasie. 9 maja 1809 roku ułani księcia Józefa Poniatowskiego w zwycięskiej potyczce pokonali wycofujące się z Lublina wojska austriackie. Lublin stał się wolnym miastem. Z gmachu Ratusza strącono czarne orły austriackie, symbol minionej niewoli, zastępując je złotymi orłami napoleońskimi. Nasze miasto staje się stolicą wyzwolonych ziem polskich, powstaje tu Sztab Generalny. W grudniu 1809 r. utworzony zostaje 13 pułk Srebrny Huzarów będący pierwszą taką formacją w wojsku polskim. I właśnie do tej elitarnej formacji, zostaje przydzielony młody Fredro. Po niedługim czasie znów awansowany i jako porucznik skierowany, w grudniu 1810 r, do Lublina w charakterze „raportera sądu wtórego”.

Jak wyglądał lubelski okres Fredry?
Fredro trafił do Lublina jako 17-letni chłopak. Zatrzymał się w zajeździe z”Pod Białym Koniem’’, mieszczącym się w miejscu dzisiejszej kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu 39. Oczywiście otoczenie wyglądało wtedy zupełnie inaczej. Znajdował się tam „piętrowy dom gotyckiej struktury okolony murem i dotykający drugiego takiego pawilonu”, którego fragment zachował się do dziś, przy ulicy 3-go Maja. Sam zajazd, który był później miejscem elitarnym i szeroko polecanym, w czasach Fredry na dobrą sławę musiał dopiero zapracować. Biedny Aleksander „marzł na kwaterze okropnie”, a „w zimnej izbie nie ma mędrca”. Mimo wszystko musiał się jednak dobrze bawić w Lublinie, bo nieodzowna okazało się sprzedaż konia żeby opłacić rachunki za zwiedzanie miasta, na które zabierał go kolega. ,Mile też spędzał czas w domu jenerała Kamienieckiego, który komenderował dywizją i był jego przełożonym. Miał on miłą żonę i dwie piękne pasierbice. Tak też „aby warszawiankom znośnymi uczynić zimowe lubelskie wieczory”, szef sztabu nominował do sądów wojskowych oficerów, którzy „dobrze tańcowali”.

Na czym polegała ta praca?
Z zajazdu „Pod Białym Koniem” Fredro udawał się do sądu wojskowego, mieszczącego się w Pałacu Potockich przy dzisiejszej ulicy Zielonej. Potem o zapadających tam wyrokach informował skazanych. Już pierwsza lubelska sprawa była dla niego ogromnym wstrząsem. Oto ona - kapral 13 pułku piechoty stacjonującego w Zamościu, wyszedł w nocy z ośmioma, głodnymi jak on, żołnierzami „na łówkę kartofli”. Wracając postanowili wstąpić do karczmy, ale nie otworzono im. Odbili więc okiennice siekierą, weszli przez okno „pili do woli, a w końcu (i tu sęk) zażądali pieniędzy”. Tak też zostali oskarżeni o rabunek. Winę kaprala powiększało to, że był zbiegiem rosyjskim. Takie nielegalne ,,wyprawy po żywność” nie były z reguły karane, ale tu sprawę zgłosił poszkodowany właściciel karczmy.

Tym razem było jednak inaczej?
Wyrok, który przeraził Fredrę to kara śmierci dla kaprala i 8 lat więzienia w kajdanach dla pozostałych żołnierzy. Już samo odwiedzenie żołnierzy przebywających w okropnych więziennych warunkach oraz przekazanie im surowego wyroku było dla 17-latka ogromnym wstrząsem. Pisał, że przez całą noc przed wizytą w więzieniu nie spał trapiony dreszczami i gorączką. Przy skazanych nie mógł początkowo słowa wydobyć. Gdy ogłosił zaś wyrok kapral krzyknął: „Ale cóż ja takiego wielkiego zrobiłem?! Zlituj się nade mną! Ratuj mnie!”. Potem objął Fredrę za kolana i zaczął płakać. Aleksander pocieszał go tym, że na pewno „dostanie pardon: na placu”. Do ostatniej chwili był zresztą przekonany, że tuż przed wykonaniem wyroku śmierci, kara zostanie zmieniona. Tak się jednak nie stało. Przed kościołem Kapucynów, gdzie wykonywano wtedy wyroki, padła salwa.

Jak zareagował Fredro?
Był wstrząśnięty. Trzy dni przeleżał w łóżku. Drugiego dnia był blady i nic nie jadł. Trzeciego dnia był smutny i nic nie pił, a czwartego dnia pobiegł na wieczór do pałacu Tarłów, gdzie mieszkał jenerał Kamieniecki i gdzie czekał na niego przyjazny uśmiech panny Anieli i pantofel, czyli gra w karty niezbyt dowcipna, ale nieoceniona dla zakochanych. Być może wtedy Fredro odkrył, że śmiech jest sposobem na poradzenie sobie ze złem tego świata. Jednak centrum ówczesnego życia towarzyskiego był pałac Parysów. To tam odbywały się bale i rauty. To tam tańczył sam książę Poniatowski, gdy przybył do Lublina po wyzwoleniu go spod okupacji austriackiej. I właśnie te miejsca odwiedzimy między innymi podczas spaceru.

Gdzie jeszcze się udacie?
Nie chcę wszystkiego zdradzać. Powiem, że spacer będzie też opowieścią o ówczesnym Lublinie. Były tu też przecież i inne lokale „zabawowe”, jak np. karczma „Pod Złotą Papugą”, której nie sposób w tej chwili zlokalizować, ale w której bawił się „birbant Rudaś”, bo tak nazywano Fredrę, z racji jego płomiennej czupryny. Za jego przykładem również Gucio ze „tŚlubów panieńskich” wymykał się tam na maskarady. A skoro już przy sztukach jesteśmy, to przejdziemy też koło Teatru Starego, gdzie były wystawiane pierwsze utwory Fredry oraz na ulicę Dominikańską, gdzie została powołana do życia lubelska Loża Wolnomularska „Wolność Odzyskana”, której pierwszym mistrzem był generał Kamieniecki, a w której pracach Fredro brał udział w pierwszym stopniu wtajemniczenia jako uczeń. Wejdziemy też do kościoła oo. Dominikanów, gdzie…, ale niech to będzie niespodzianka.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dobre to były czasy w Lublinie, czyli spacer po Lublinie śladami autora „Zemsty” - Lublin Nasze Miasto

Wróć na lukow.naszemiasto.pl Nasze Miasto