Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ludzka tragedia dzieje się na naszych oczach. Nocna relacja z przejścia granicznego w Dorohusku

Klaudia Szynkaruk
Klaudia Szynkaruk
W ciągu ostatnich 24 godzin odprawiono ponad 10 tys. osób ze strony ukraińskiej na polską na samym przejściu granicznym w Dorohusku. Dzisiejsza noc na stanowisku odprawiania pojazdów wydawała się nie mieć końca.

Wolontariusze, funkcjonariusze służby granicznej i celno-skarbowej, wszyscy, którzy chcą pomóc i udało im się przedostać przez policyjne kontrole - ci ludzie zebrali się wczorajszej nocy na granicy w Dorohusku w pomieszczeniu, gdzie uchodźcy wojenni podróżujący autokarem mogli przeczekać swoją odprawę.

Stosy kanapek i prowiantu, który przygotowywali regularnie pracownicy przejścia granicznego i przywozili melex'em, rozchodziły się w kilka minut. Wielu z uchodźców na widok świeżych kanapek, ciepłej herbaty czy kawy zaczynało płakać.

– Nawet nie wiecie, ile to dla nas znaczy, że ktoś na nas czeka i oferuje to wszystko – mówiła ze łzami w oczach jedna z uciekających Ukrainek.

– Chay? Chay? – to słowo padało zdecydowanie najczęściej w tym pomieszczeniu. – Jestem w podróży 30 godzin, potrzebowałam czegoś ciepłego – skwitowała jedna z uchodźczyń, częstując się herbatą i dostępnymi przekąskami.

Najgorszy był płacz dzieci rozchodzący się głucho po pokoju, w którym było mnóstwo osób, przez co ciężko było odnaleźć źródło tego niepokojącego dźwięku. Potrzebne były pieluchy, mleko i słoiczki dla dzieci. Wszystko było dostępne od ręki, za darmo — w co niektórym było bardzo ciężko uderzyć.

Musieliśmy uciekać do lasu

Kobiety, dzieci, mężczyźni, ale też i studenci z wymian. – Pochodzę z Londynu, studiowałem na Ukrainie. Mieliśmy problemy z przekroczeniem granicy. W pewnym momencie wszyscy musieliśmy uciec do lasu, bo ktoś zaczął latać dronem i rozsiała się panika. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, ponieważ pracownicy celni próbowali tego drona zestrzelić. Na szczęście nikomu nic się nie stało i szybko wróciliśmy do busa – opowiedział nam Ashlin, student z Kijowa.

Kilka innych osób opowiedziało tę samą historię, na pokazanych przez nich filmach i zdjęciach widać było leżących na ziemi ludzi.

Świadectwo empatii

– Ja mam dzisiaj wolne, ale przyjechałam, żeby pomóc. Nie mogłabym usiedzieć w miejscu – odpowiedziała z pośpiechem jedna z pracownic służby celnej, wydając jednocześnie herbatę i kawę.

Po pomieszczeniu ciągle biegały inne pracownice i pracownicy, w mundurach, na służbie pomagając wszystkim, którzy znajdowali się w potrzebie. – Brakuje nam leków i pieluch, potrzebujemy też słodyczy dla dzieci – takich rozmów telefonicznych było słychać mnóstwo. Ciągle czegoś brakowało, ale jednocześnie dostawy nie miały końca. Tak samo nie miały końca przyjazdy autokarów.

– Jest coraz więcej ludzi, myślałam, że już będzie spokojniej – powiedziała jedna z wolontariuszek i szybko otrzymała odpowiedź, że nie będzie. Będzie tylko gorzej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ludzka tragedia dzieje się na naszych oczach. Nocna relacja z przejścia granicznego w Dorohusku - Kurier Lubelski

Wróć na lukow.naszemiasto.pl Nasze Miasto