Wiele można by napisać o tych poruszających reakcjach, może wspomnę więc jeszcze jedną: gdzieś przemknęło na przykład takie zdanie: „Żegnaj, drogi, nieznajomy aktorze” – tak zareagował Grzegorz Małecki, Gustaw-Konrad w „Dziadach” w Teatrze Narodowym na wieść o śmierci Przemka w wypadku samochodowym, w drodze na pogrzeb kolegi. Jest więc i moim obowiązkiem, obowiązkiem krytyka, pożegnać Przemysława Gąsiorowicza i Witolda Kopcia, pożegnać tak, jak może to zrobić krytyk teatralny, świadek, kronikarz, obserwator, nie zawsze też przyjaciel czy wielbiciel.
Nie mogę jakoś uwierzyć w to, że ich już nie ma z nami, bo znam ich na pamięć, znam tak, jak wszyscy lubelscy teatromani. Wystarczyło przecież pójść na dowolny spektakl „do Osterwy”, aby spotkać się i z Przemkiem i z panem Witoldem, jak z dobrymi znajomymi, którym kłaniamy się na ulicy. Rzadko to opisywany fenomen: aktorzy potrzebni, pracowici, obdarzeni darem wchodzenia w każdą obsadę. Rozpoznawalni od razu, z osobowością, ale równocześnie oddani tej przedziwnej, transformacyjnej usłużności, potrafiący grać postać z całkowitym oddaniem, przezroczystością, dlatego pewnie chętnie obsadzani i często pojawiający się na scenie pod każdą dyrekcją i reżyserią. Może nie powinienem pisać o obu Panach w liczbie mnogiej, byli wszak niepowtarzalnymi osobnymi artystami.
Przemek – tzw. aktor charakterystyczny, obdarzony vis comica, duży i dobroduszny, co było tylko zwodniczym pierwszym wrażeniem, bo należał do kategorii aktorów drapieżnych, potrafiących przeskoczyć w jednej sekundzie od śmiechu do przerażającego, demonicznego zgrywu. A więc aktor szybki, błyskawiczny – i w reakcjach, i w scenicznej inteligencji.
Witold Kopeć, profesor Witold Kopeć – znakomity stylista, miłośnik mowy polskiej. Raczej w typie aktorów szlachetnych, zawsze z nutką patosu, co akurat w jego przypadku nie przeszkadzało, bo taki po prostu był, i na scenie, i w życiu, jako prezes Fundacji „Prawda Dobro Piękno”, z tym swoim powoływaniem się na Zbigniewa Herberta i uwielbieniem dla Juliusza Słowackiego. Mocniej zapamiętałem go właśnie po monodramie „Beniowski”, tak jak Przemka po monodramie „Gombrotypy”, gdzie grał te wszystkie gombrowiczowskie gęby, a raczej, nie grał, a był nimi.
Bo – wrócę do tego – w dziwny sposób byli jednak podobni, jako aktorzy potrafiący dobrze grać teatr jednoosobowy. Podobni – bo należeli do tak znowu nieczęstego dziś gatunku aktorów, których na scenie widać i słychać, niezależnie od roli, i niezależnie od tego, czy siedzimy w piątym rzędzie, czy na najwyższym balkonie. Nie dlatego, że usiłują na scenie zaistnieć i się uwidocznić za wszelką cenę, ale dlatego, że każda głoska, każdy gest, poruszenie, zmiana mimiki jest tutaj czynem świadomym i skończonym. Więc – aktorzy potrzebni, aktorzy świadomi, rzemieślnicy w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, właśnie tacy, z jakich składa się dobry miejski teatr.
Co można jeszcze dodać? Chyba tylko to, że Przemysław Gąsiorowicz właśnie skończył pracę nad swoim kolejnym monodramem, pod tytułem „Opowieść o naszym wniebowstąpieniu”… Premiera odbyła się w połowie grudnia, spektakl miał wrócić na afisz w styczniu i lutym. Pewnie nie wróci, dublura jest w tym przypadku niemożliwa.
Do zobaczenia Panowie, w niebiańskim teatrze.
Koledzy z Teatru Osterwy zorganizowali zbiórkę na rzecz dzieci zmarłego Przemysława Gąsiorowicza, który osierocił trójkę dzieci.
- Gdzie na krótki wypad za miasto w województwie lubelskim? Sprawdź listę
- Niedzielny spacer w styczniowym słońcu po centrum Lublina
- Poloneza czas zacząć. II LO bawiło się na studniówce (ZDJĘCIA i WIDEO)
- Sobotnia Giełda Staroci w Świdniku za nami. ZOBACZ ZDJĘCIA
- Mróz ich nie wystraszył. Zobacz uczestników biegu City Trail
- Orszak Trzech Króli przeszedł ulicami Lublina
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?