Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Roztoczański przysiółek Bródki. Zobaczymy tam starą studnię, drewniane opłotki i domy. Nie brakuje też tajemnic

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Jednym z przysiółków (chodzi o skupisko kilku gospodarstw znajdujących się poza zwartą zabudową wsi) Jacni są Bródki. Nadal to otoczone lasami miejsce ma dawny, unikatowy, roztoczański charakter. Zobaczymy tam m.in. drewniane domy i liczne opłotki, stojące przy wijącej się drodze. W centrum Bródek stoi także krzyż z 1937 roku ozdobiony kolorowymi wstążkami. Zobaczymy także studnię z której wodę nabiera się wiadrem za pomocą korby. Nie tylko.

„Jestem właścicielką działki w Jacni-Bródkach. Na granicy mojej działki i lasu, od dołu, stał kiedyś drewniany, spróchniały krzyż – napisała do mnie Zofia Sawecka-Gólczewska, wieloletnia, zamojska dziennikarka (obecnie mieszka w Warszawie). „Kiedy kupiłam działkę, ludzie mówili, że to chyba krzyż na granicy pól Bródek i lasów. Rok lub dwa temu (rzadko tam bywam), pojawił się w tym miejscu nowy, metalowy krzyż. Bez żadnej tabliczki czy innych oznaczeń”.

Na granicy lasu

Wtedy pojawiły się kolejne opowieści. „Usłyszałam też nową wersję, że to mogiła powstańca z Powstania Styczniowego” – napisała pani Zosia. „Nie wiem, co na to gmina. Gdyby to ostatnie było prawdą a nowy krzyż miał upamiętniać powstańca, to powinna być jakaś o tym tabliczka. Krzyż stoi na granicy mojej działki i lasu. Może Tobie uda się wyjaśnić jego historię? Ta moja działka zarosła samosiejką i to też już jest las a krzyż znajduje się w dolnej części działki, po lewej stronie (wschodniej), jakieś 10 m od nieuczęszczanej drogi gminnej”.

W tej okolicy nadal wspomina się wydarzenia związane z Powstaniem Styczniowym. Są na to dowody. Wewnątrz słynnej, krasnobrodzkiej kaplicy św. Rocha zobaczymy np. spisaną i umieszczoną w ramce relację z batalii, którą powstańcy styczniowi stoczyli w okolicy 24 marca 1863. Powstańcy dowodzeni przez pułkownika Marcina Borelowskiego „Lelewela” starli się wówczas z dużym oddziałem rosyjskim. Przewaga Rosjan była olbrzymia. „Lelewel” postanowił jednak walczyć.

„Wnet zaczęła się walka trudna do opisania. Każdy z powstańców miał przeciwko sobie dziesięciu Moskali” – czytamy w owej anonimowej relacji. „Przytaczam tu dwa fakty, które świadczą z jaką walecznością nasi się bili. Jeden z kosynierów będąc obskoczony przez kilku Moskali, kładzie trupem sześciu, dostaje cięcie pałaszem z tyłu w głowę, pada na ziemię i jeszcze się zrywa, jeszcze chwyta za kosę i do liczby sześciu zabitych dodaje jednego, pada w końcu przeszyty bagnetami”.

Czy już? Tak prędko?

Niezwykle walecznym żołnierzem okazał się także duchowny, który znalazł się w oddziale „Lelewela”. „Ksiądz kapucyn z Warszawy, będąc także okrążony zabija dwóch z pistoletów, dwóch rani pałaszem i ginie również jak poprzedni” – czytamy dalej w zapiskach. „Naczelnik widząc nierówność walki i złe z niej skutki, nakazał odwrót.

Kapitan kosynierów Frankowski zakomenderował: na lewo w tył do swoich. Najwaleczniejsi z nich zapytali ponuro: „Czy już? Tak prędko?”. Na to ten nieustraszony oficer odpowiada: „Dzieci, tak kazano” i w tej chwili pada trafiony kulą w czoło”.

Powstańcy ruszyli do odwrotu stale się ostrzeliwując. Z lasu musieli jednak wyjść na pola. „Tutaj więcej naszych padło aniżeli w pierwszej chwili walki. Bój trwał krótko, bo zaledwie dwie godziny, ale za to był zacięty, okropny. Z liczby czternastu oficerów poległo siedmiu (...)” – czytamy w relacji. „W ogóle zabitych mieliśmy 42, rannych 14”.

Polegli powstańcy zostali pochowani na krasnobrodzkim cmentarzu. Na ich wspólnym grobie umieszczono kamienne wyobrażenie białego orła szarpiącego dziobem łańcuchy. Z relacji umieszczonej w kaplicy św. Rocha wynika, że podczas bitwy zginęło prawdopodobnie także trzech oficerów rosyjskich i 96 Kozaków. Zapewne polegli także żołnierze piechoty, ale według autora zapisków było ich mniej. Oddziałem rosyjskim dowodził major Jakow Ogalin.

Karawaka

Nie wiadomo jakimi dokładnie szlakami „ciągnęli” owi powstańcy (na Zamojszczyźnie działało kilka takich oddziałów) oraz gdzie zaopatrywali się w żywność oraz w jakich miejscach rozbijali swoje obozy. Być może jedno z takich miejsc znajdowało się niedaleko Bródek. Stąd może okoliczne opowieści. Czy stary krzyż może mieć z tym jakiś związek? Nie wiadomo.

Na pewno jednak we wrześniu 1939 roku w tych okolicach ciężkie walki z Niemcami toczyli żołnierze z Wołyńskiej Brygady Kawalerii oraz Kombinowanej Brygady Kawalerii dowodzonej przez pułkownika Adama Zakrzewskiego. Być może krzyż był związany walkami toczonymi przez żołnierzy września 1939 roku.

Niestety, w niedzielę (14 stycznia) śnieg przykrył lasy i okoliczne pola. Brnęliśmy nim po kolana w różnych kierunkach, ale nie udało nam się owego krzyża odnaleźć. Zwiedziliśmy jednak malowniczą okolicę. I zobaczyliśmy zachwycające, roztoczańskie krajobrazy. Ponownie wybierzemy się tam wiosną. Być może wówczas uda się odnaleźć zagubiony na granicy pól i lasu krzyż.

Warto się tam wybrać z rożnych względów. Jacnia to popularna miejscowość turystyczna na południowym skraju gminy Adamów. Jest tam zalew, plaża, tężnia, molo i trasy spacerowe. Nie każdy wie, że ta miejscowość ma długą i ciekawą historię. Pierwsza wzmianka o Jacni pochodzi jeszcze z 1722 roku. Pod koniec XIX wieku żyły tutaj 294 osoby (238 z nich to byli katolicy). W tej okolicy działo się wiele ważnych wydarzeń. Świadczy o tym także m.in. karawaka, którą ustawiono kiedyś w sąsiedztwie istniejącego dzisiaj popularnego zalewu.

Ochrona przed chorobami

O dziejach krzyża zwanego karawaką pisał pod koniec XIX w. Zygmunt Gloger. Według tego uczonego nazwa pochodzi od miasteczka Caravaca w Hiszpanii. Tam prawdopodobnie jeszcze w XVI w. stanął krzyż o dwóch (czasami trzech) poprzecznych (i równoległych) ramionach. Uznano, że ma cudowną moc. Dlatego ludzie modlili się przy nim, prosząc o uwolnienie od różnych, zwłaszcza zakaźnych, chorób.

”(Krzyż) stał się głośnym (ze swojej skuteczności) zwłaszcza (w) r. 1545 we Włoszech, podczas zarazy morowej w mieście ówczesnego soboru (w) Trydencie (…) — pisał Gloger. — Wówczas pielgrzymi zaczęli przynosić do Polski relikwiarzyki w kształcie małych krzyżyków tej samej formy i tak samo nazywanych”.

Tak karawaki trafiły także na Zamojszczyznę. A że chorób zakaźnych u nas w dawnych czasach nie brakowało, ludzie zbijali duże drewniane krzyże w takiej formie i stawiali je przed swoimi wsiami i miastami, czasami z kilku stron. Wierzyli w ochronę, którą miały one zapewniać.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na lukow.naszemiasto.pl Nasze Miasto